OksyLOVe WYDANIE JUBILEUSZOWE 16
i wszystko było uwikłane w politykę. Pamiętam, że któregoś razu pani Korsak powiedziała
nam, że jeśli chcemy dostać się na studia, to musimy założyć ZMP – czyli Związek Młodzieży
Polskiej (ZMP – organizacja polityczna powołana przez komunistów do realizowania polityki
partii wobec młodzieży – przypis redakcji). Związek powstał, ale po maturze szybko go
rozwiązaliśmy, gdyż nikt z nas nie był zainteresowany działalnością komunistyczną. Takie były
jednak realia – jeśli ktoś chciał się dostać na studia, to musiał mieć w papierach, że należy do
postępowej młodzieży. Trzeba to jednak podkreślić, że sama sugestia pani dyrektor była już
aktem odwagi. Gdyby ktoś na nią doniósł, że mówi takie rzeczy młodzieży, trafiłaby do
więzienia. Mieliśmy też cudowną matematyczkę, panią Leokadię Woś. Była surowa, ale bardzo
sprawiedliwa. Kiedy po latach znalazła się w domu opieki, wraz z grupą koleżanek
odwiedzałam ją wielokrotnie. Pani Woś była naszą wychowawczynią, ale na rok czy dwa przed
maturą zmieniła szkołę i rozpoczęła pracę w Gdańsku. Cudowna była również polonistka, pani
Danusia Marnowska – ona także kochała młodzież i miała odwagę się za nami wstawiać.
Pamiętam, że wielokrotnie próbowała rozwiązywać konflikty pomiędzy uczniami. Broniła
również opinii swoich uczennic. W tamtym czasie uprawiałam sport i należałam do Klubu
Sportowego „Flota”. Po treningach, kiedy było ciemno, odprowadzano mnie do domu, gdyż
przejście było wzdłuż cmentarza, więc kolegom wydawało się, że sama będę się bała tamtędy
chodzić. Było to o tyle ryzykowne, że mogło wydawać się, że chodzę na randki – tego zaś nie
wolno było wówczas robić, takie były wymagania w stosunku do uczniów.
OksyLOVe: Jaką rolę odgrywał sport w życiu szkoły?
Kamila Iżyłowska: W czasach, gdy chodziłam do „Piątki”, nie było typowej sali
gimnastycznej, a lekcje wf-u odbywały się w baraku. Sama nie wiem, kto nakłonił mnie do
trenowania gimnastyki przyrządowej w klubie sportowym, ale tak mi się to spodobało, że po
liceum zdałam na Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie, którą ukończył także
wieloletni nauczyciel wf-u w „Piątce”, profesor Tadeusz Szarafiński. Spod jego ręki wyszło
wielu pływaków, których trenował najpierw „na sucho”, a potem zapisał do sekcji pływackiej
WKS Flota. Wiem, że kilku z nich zostało nawet olimpijczykami.
OksyLOVe: Chciałabym teraz zapytać panią Beatę o wspomnienia z czasów szkolnych.
Beata Iżyłowska: Naukę w „Piątce” rozpoczęłam w 1974 roku. Byliśmy klasą o profilu
biologiczno-chemicznym. Moją wychowawczynią była profesor Danuta Marnowska,
polonistka mojej mamy i również moja. To była naprawdę wyjątkowa osoba. Za moich czasów
była już doświadczonym nauczycielem, ale pomimo upływu lat nadal bardzo angażowała się
w sprawy młodzieży. Mnie było już trochę łatwiej niż mamie, ponieważ w latach 70.tych
mogliśmy chodzić już na randki, ale na przykład nie wolno było malować paznokci. Pamiętam,
kiedy w sklepach pojawił się przezroczysty lakier z brokatem, pomalowałyśmy nim paznokcie
i niestety zauważyła to profesor biologii, Anna Grabowicz. Konsekwencje były surowe –
upomnienie przy całej klasie i uwaga do dzienniczka. Wówczas każdy uczeń miał dzienniczek
i nauczyciele wpisywali do niego uwagi, które następnie rodzice musieli podpisać. Pamiętam,
że wówczas byłyśmy tym oburzone, dziś wspominam tę sytuację z sentymentem. Faktem jest
jednak, że szkoła była wówczas miejscem o wiele bardziej wymagającym niż dzisiaj.
Przyniosłam ze sobą kalendarzyk z roku szkolnego 1976-1977, czyli trzecia klasa, gdzie mam
rozpisane sprawdziany: we wrześniu jeszcze było spokojnie, ale w październiku działo się
naprawdę dużo: 06.10 – sprawdzian z polskiego, 09.10 – z geografii, 11.10 – z matematyki,
13.10 – z biologii, 14.10 – z PO (przysposobienie obronne – przypis redakcji), 15.10 –
z rosyjskiego, 18.10 – z higieny, 22.10 – z fizyki, 23.10 – z geografii, 25.10 – z chemii, 27.10
– z biologii, 28.10 – z PO. Do tych wszystkich sprawdzianów trzeba było się uczyć, nie było
takiej możliwości, by się nie przygotować. Pani Marnowska zadawała nam też bardzo dużo